W Polsce brakuje dyskusji o zasadach polityki zagranicznej i obronnej. Tekst stawia kilka wniosków.
Polska. Cóż to za kraj, Polska? Średniej wielkości kraj położony w środku Europy. Słaby gospodarczo. Rozciągający się na nizinie trudnej do obrony i ze wschodu i z zachodu. W Wisłą pośrodku, co stanowi zachętę do budowania koncepcji obrony wzdłuż linii rzeki. Przez wieki Polska stanowi albo zachodnią część wpływów europejskich, dziś atlantyckich, albo wschodnią część imperium rosyjskiego. To położenie sprawia, że Polska nie jest w stanie obronić sama swojej niepodległości. Niezawisłość Polski, traktowana jako cel, stanowi pierwszy krok do jej utraty nawet bez własnej państwowości. Różne warianty tego celu, np. teoria dwóch wrogów, szybko ujawniły w przeszłości swoją praktyczną nieprzydatność.
W Polsce brakuje dyskusji o zasadach polityki zagranicznej. Pierwszy rząd po 1989 roku postarał się o wyprowadzenie wojsk rosyjskich. W zamian wstąpiliśmy do NATO, które deklarowało gwarancję naszej niepodległości. Przed wstąpieniem do Sojuszu Północno-atlantyckiego polepszyliśmy nasze stosunki z krajami z zachodniej strony: Niemcami, Francją i dalszymi.
Ten sąsiedzki układ polscy politycy zburzyli. Zaczęły się zakupy uzbrojenia w krajach spoza Europy, traktowanie wspólnoty europejskiej jako dojnej krowy przy odmowie zbliżenia z naszej strony. Wreszcie Polska napadła na Irak bez wypowiedzenia wojny lekceważąc odmienne stanowisko naszych sąsiadów. Autor niniejszych słów zwracał uwagę Jarosławowi Kaczyńskiemu, że może doprowadzić to do powtórzenia układu z Rapallo ale pan Kaczyński po prostu wyszedł z sali bez słowa. Kopię traktatu z Rapallo już mamy, to gazociąg bałtycki. Panie Premierze! Można nie rozmawiać, ale tylko do czasu. Pomiędzy traktatem w Rapallo a układem Ribbentrop – Mołotow upłynęło 17 lat. W ostatnich dwu latach polska polityka zagraniczna nie zmieniła się w najmniejszym stopniu. No może trochę. Wzrosła rola kartofla w polsko – niemieckiej polityce zagranicznej ku uciesze Kremla.
Dlatego trzeba umacniać potencjał obronny naszego kraju. Trzeba powrócić do umacniania armii w oparciu o model powszechnego obowiązku służby wojskowej. Model powszechnego obowiązku obrony należy rozumieć szerzej niż tylko obowiązkowy rok zasadniczej służby wojskowej. Obywatele muszą być gotowi do służby w obronie terytorialnej kraju. Przykład Iraku i Afganistanu pokazuje, że jedynie powszechna partyzantka jest w stanie w dłuższej perspektywie obronić niezależność kraju. Nawrót do idei pospolitego ruszenia ma też dodatkowy walor: nie można realizować awanturniczych wojen sprzecznych z prawem międzynarodowym i sprawiedliwością.
Równolegle z umacnianiem Wojska Polskiego trzeba zabiegać o sojusz wojskowy z innymi krajami europejskimi. Najlepszym rozwiązaniem byłoby budowanie armii europejskiej na tej samej zasadzie co wyżej wymienione. Oczywiście armia musi być poddana cywilnej kontroli Ministra Obrony Unii Europejskiej a ten kontroli Parlamentu Europejskiego.
Mimo rozwoju znaczenia wojsk rakietowych uzbrojonych w głowice jądrowe, rola armii lądowej jest rozstrzygająca. Dlatego wymogi polityki obronnej wymagają zacieśnienia współpracy w ramach układu Północnoatlantyckiego. Państwa NATO są dość silne militarnie dla własnej obrony. Szczególnie jeśli będą nas z nimi wiązać wspólne interesy geopolityczne i militarne. Ponadto wielopaństwowy charakter układu gwarantuje nam udział w strukturach wojskowych układu. Takich zalet nie ma obecny model państw klienckich wokół USA. Jeśli rola układu NATO zmalała ostatnio to Polska powinna aktywnie zabiegać o jego odbudowę. Państwa Europy należące do układu powinny zwiększać swój potencjał obronny, udoskonalać swoje struktury dowodzenia, ćwiczyć współdziałanie we wspólnych manewrach. Wymogiem poparcia dla NATO jest zachowanie elementarnych zasad: obronne zasady działania układu, cywilny nadzór na siłami zbrojnymi, powszechny obowiązek obronny.
Obecny rząd unika dyskusji na temat nowego życzenia USA: instalacji na terytorium Polski baz z rakietami służącymi do zestrzeliwania rosyjskich rakiet wystrzelonych w kierunku Ameryki Północnej. Skuteczność owych antyrakiet jest niewielka. Nie o to chodzi Amerykanom. Polska ma być drugim, po Iraku, krajem frontowym zgodnie z amerykańską doktryną wojenną. Chodzi o jak najdalsze przeniesienie linii frontu. Dziś talibowie mają atakować ludność Iraku a nie wieżowce Manhattanu. Jutro front ma przebiegać na linii Wisły, z dala od uprzemysłowionych terenów Europy.
Rząd Polski świadomie buduje republikę kartoflaną uzależniając jej istnienie od łaski prezydenta USA. Wcześniej czy później zawiedziemy się jak Węgrzy w 1956 roku czy Kurdowie w 1991 roku. Parlament bezkrytycznie propozycje rządu uchwala a Prezydent podpisuje, nawet mając świadomość błędów legislacyjnych. Tragedia wisi w powietrzu. Obecna klasa polityczna nie uzdrowi państwa i doprowadzi je do zagłady.
Jeszcze nie jest za późno. Odeślijmy statkami złom F16 z powodu niewykonania umowy offsetowej. Wymieńmy pocałunek pokoju z Niemcami. Nawiążmy współpracę polityczną i gospodarczą z Białorusią i Ukrainą. Zacieśnijmy współpracę polityczną, wojskową, gospodarczą i społeczną w ramach Unii Europejskiej. Odwróćmy lufy w Iraku i brońmy tych, którzy bronią niepodległości i bogactw naturalnych przed rozkradaniem. Przed torturami, napalmem i zubożonym uranem. Biskupi polscy! Wycofajcie kapelanów z Iraku. Ich obecność podczas inwazji na Irak jest widocznym znakiem zgody Kościoła na inwazję. Polacy! Weźcie udział w referendum za wycofaniem Wojska Polskiego z Iraku. Polscy żołnierze mogą tam wrócić za rok, dwa, po przegranej przez Amerykanów wojnie ale bez broni. Powinni pomóc w oczyszczaniu napromieniowanych uranem terenów, w leczeniu poszkodowanych bronią chemiczną, w odbudowie zrujnowanych miast.