Pan Michał Syska napisał tekst „Antidotum” czyli postępową odpowiedź na neoliberalną chorobę i jej populistyczne objawy.
Zdania zaznaczone kursywą są cytatami z tekstu „Antidotum”.
Na samym początku definiuje populizm jako przekonanie, że rządzące elity zdradziły demokratyczne ideały i reprezentują interesy mniejszości, a nie większości społeczeństwa.
Jest sprawą sporną czy program partii Prawo i Sprawiedliwość jest neoliberalny i czy tekst nie jest spóźniony o 4 lata. Moim zdaniem partyjne elity naprawdę zdradziły, nie tylko w ocenie populistów. Tak, jestem populistą w myśl powyższej definicji. Uważam, że „współczesna władza państwowa jest jedynie komitetem, zarządzającym wspólnymi interesami całej klasy burżuazyjnej”, a więc nie w moim interesie.
Mam nadzieję, że autor postanawiając walczyć z populizmem nie dlatego iż uważa, że rządzące elity realizują demokratyczne ideały w interesie większości społeczeństwa. Autor wprawdzie rozróżnia prawicowy i lewicowy populizm (Syriza i Podemos) ale zwalcza oba.
Po szerokiej krytyce neoliberalnej polityki rozpoczyna się rozdział zatytułowany Kto zaaplikuje antidotum?
Według autora lewica musi jasno zadeklarować, że chce wygrać wybory i sprawować władzę, by zrealizować swój program. Aby te cele osiągnąć, potrzebuje dwu rzeczy: partii i przywództwa. Według autora potrzebny jest lider(ka), który będzie wiarygodnym nadawcą.
Niestety, brak w tekście jakichkolwiek rozważań na temat wkładu autokratycznie zarządzanych partii w proces wyalienowania się z społeczeństwa i zdrady demokratycznych ideałów. Czy w ogóle można ustanowić demokrację za pomocą jednoosobowego przywództwa? Intuicyjna odpowiedź brzmi „nie” a moja znajomość historii działania, na przykład partii bolszewickiej, potwierdza tę wątpliwość.
Autor podaje dwa przykłady, kiedy lider ruchu politycznego zwyciężył bo firmował swoją osobą ruch polityczny, tymi liderami są: Emmanuel Macron i Sebastiam Kurz. Moim zdaniem te osoby udowadniają błędność koncepcji silnego partyjnego przywódcy jako gwarancji reprezentowania interesów większości społeczeństwa.
Wiemy, że nie da się zbudować partii politycznej bez dużych pieniędzy. Pieniędzy tych nikt nie dostanie od kapitału inaczej niż jako inwestycji, która musi się później zwrócić. A nawet gdyby na fali oburzenia powstała taka partia to potem okazuje się, że miodek jest za słodki i funkcjonariusze partii zdradzają ideały. Dobrze o tym wiedzą ci, którzy protestowali zarówno w USA jak i walczą teraz na francuskich ulicach. Szeroki ruch społeczny nie potrzebuje lidera tylko reprezentanta wobec organów państwa.
Michał Syska sugeruje, że w Polsce może a nawet powinna powstać partia o postpolitycznej formie i lewicowej treści. Wydaje się to bardzo wątpliwe. Takie byt nie występuje w przyrodzie.
Nachalnie proponowany przez Michała Syskę na lidera partii Robert Biedroń jest wprawdzie postpolitycznym celebrytą ale nie głosi lewicowego programu. Lewicowy program musi zawierać krytykę kapitalizmu wobec nieprzekraczalnych granic, które kapitalizm sam wyznacza. Robert Biedroń takich treści nie wnosi do debaty publicznej. Robert Biedroń w ogóle nie nazywa swojego programu lewicowym a progresywnym. Moim zdaniem bazuje na braku rozumienia w społeczeństwie terminu „progresywny”.
Powiem to wyraźnie: Robert Biedroń kusi wyborców obietnicą władzy działającej w imieniu tzw. zwykłych ludzi lecz będzie jedynie aplikował kosmetyczne zmiany do neoliberalnej treści polityki. Robert Biedroń nie proponuje nawet hasła „korekty kapitalizmu”, jaką głosił 1 maja 2012 roku Janusz Palikot.
Praca naukowa poszukująca antidotum na prawicowy populizm powinna zawierać rozważenie alternatywnych propozycji typu: ruch polityczny zarządzany przez sekretariat realizujący wolę kongresów i referendów wewnątrzorganizacyjnych opierający strategię na naukowych podstawach.
Opublikowany tekst nie zasługuje na miano naukowego, to partyjna ulotka firmowana przez Ośrodek Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a.